Przy okazji wyszukiwania jakichś wiadomości w internecie, natrafiłam na zdjęcie… czegoś dziwnego i ładnego. Nie wiedziałam, co to jest. To był jakiś barwny kształt unoszący się w powietrzu. Kliknęłam.
Za tym zdjęciem pokazały się kolejne, przedstawiające podobne… rzeczy? Nadal nie wiedziałam, co to właściwie jest. Natrafiłam w końcu na nazwisko Janet Echelman, twórczyni “tego czegoś”. Zaciekawiło mnie to na tyle, że poszłam dalej i natrafiłam na historię Janet i jej “tworu”.
Janet chciała być artystką.
Złożyła podania do siedmiu uczelni artystycznych w Stanach Zjednoczonych. Żadna jej nie przyjęła. Nie poddała się jednak i postanowiła, że sama stanie się artystką.
Zaczęła malować.
Po dziesięciu latach, dostała propozycję wystawienia swoich obrazów w Indiach. Oczywiście przyjęła propozycję. Wsiadła w samolot, a obrazy przetransportowała statkiem. Taki miała przynajmniej zamiar, bo obrazy do Indii nie dotarły.
Wystawa i tak miała się odbyć, więc Janet musiała coś zaprezentować. Wioska w której przebywała, słynęła z rzeźb, więc i ona chciała przygotować rzeźbę. Chciała wykonać odlew z brązu, ale stwierdziła, że będzie za ciężki i zbyt drogi. Przechadzając się po plaży zobaczyła rybaków wyplatających sieci. Widziała ich tam wiele razy wcześniej, ale dopiero wtedy jej uwagę przyciągnęły rybackie sieci. Spojrzała na nie inaczej. A jeśli by tak zrobić z nich rzeźbę?
Pierwsza powstała we współpracy z tymi rybakami. Spodobało jej się to, jak rzeźba zmienia formę i ciągle przekształca się na wietrze. Janet zaczęła zgłębiać technikę szycia i tkania i marzyła o tym, żeby stworzyć coś większego. Chciała przekształcić coś, na co się patrzy, w coś, w czym można się zagubić.
Wróciła do Indii i razem z rybakami utkała sieć składająca się z półtora miliona ręcznie zawiązanych supłów. Siatka zawisła w Madrycie.
Po wykonaniu tej rzeźby zaproponowano jej wykonanie czegoś podobnego w Porto. Tyle, że tym razem miało to być coś, co stanie się trwałą częścią miasta. Janet nie była pewna czy chce i czy jest w stanie to zrobić. W końcu się zgodziła. Musiała jednak zrezygnować z ręcznego tkania sieci ze względu na planowany rozmiar i fakt, że ta rzeźba musiała być odporna na wszelkie warunki atmosferyczne, zanieczyszczenia, sól, a jednocześnie musiała być odpowiednio giętka. Poszukiwania odpowiedniego materiału zajęły jej dwa lata. Nad skrzyżowaniem w Porto zawisł ogromny, stalowy pierścień, na który miała zawisnąć rzeźba, a sama sieć została utkana w fabryce. Janet chciała jednak, aby sieć jak najbardziej przypominała tę tkaną ręcznie, co też kosztowało dużo wysiłku. Po trzech latach, rzeźba zawisła nad miastem.
Kolejnym wyzwaniem było stworzenie projektu, który miał reprezentować 35 narodów półkuli zachodniej i ich powiązania. Na tę prośbę Janet opadła szczęka. Nie wiedziała od czego zacząć. Zainspirowała się… wykresem danych na temat trzęsienia ziemi i tsunami w Chile. Swoją pracę nazwała “1.26”, co określa mikrosekundy, o które skrócił się dzień po tym trzęsieniu.
Po niej powstawały kolejne rzeźby w następnych miastach na całym świecie. Janet Echman stała się artystką.
Ona sama stworzyła tę artystkę.
Stworzyła z rybackiej sieci coś, co zachwyca ludzi na całym świecie. To jest właśnie kreatywność.
Źródło tytułowego zdjęcia:
Laisser un commentaire